Chodzi o 102 urządzenia zakupione przez policję na przełomie lat 2010/2011. Importer radarów zakupił je bowiem nie u polskiego dystrybutora, a od dostawcy z Ukrainy. Problem w tym, że wytwórca radaru - rosyjska firma Simicon - twierdzi, że wyłącznie urządzenia wyprodukowane specjalnie na polski rynek spełniają wymogi naszych norm.
Sprowadzając radary z Ukrainy dostawca pominął pierwszy etap homologacji - tzw. zatwierdzenie typu - zakładając, że urządzenia są takie same jak te, które zakupione były wcześniej u oficjalnego polskiego dystrybutora. Takie zachowanie zakwestionował biegły sądowy, a sędzia przychylił się do jego opinii. Dla kierowców oznacza to, że mandaty wystawione na podstawie pomiarów dokonanych przez radary Iskra-1 zakupione przez policję na przełomie lat 2010/2011 są nieważne!
Wyrok w tej sprawie jest nieprawomocny, przedstawiciele policji już mówią o apelacji.
Przypominamy, że to nie jest pierwsza afera z zamontowanymi w Alfach radarami Iskra. Zanim w 2011 roku radiowozy trafiły na drogi, 120 pachnących wówczas nowością pojazdów przez cztery miesiące (!) tkwiło na policyjnych parkingach, bo ktoś nie dopełnił procedur.
Okazało się, że przedstawiciele komisji odbiorczej, którzy nie chcieli podpisać się pod protokołem, mieli ku temu powody. Zamontowany w autach radar Iskra fałszował wskazania, jeśli w samochodzie włączona została dmuchawa nawiewu. By temu zaradzić, "specjalną" folią izolacyjną trzeba było obłożyć deskę rozdzielczą, co wymagało, rzecz jasna, jej demontażu.
Interia.pl informowała o problemach z policyjnymi Iskrami już w 2009 roku, gdy opublikowaliśmy film, z którego wynikało, że radary mierzyły np. prędkość wentylatora chłodnicy w nieruchomym pojeździe. Powodem jest czas trwania samego pomiaru, który odczytywany jest na podstawie tylko jednego impulsu (bez weryfikacji kolejnych). Może więc dochodzić do kuriozalnych sytuacji, gdy prędkość dwóch mijających się (jadących w przeciwnym kierunku pojazdów) zostanie zsumowana.